wtorek, 9 czerwca 2015

Thomas część 4.

Heejka, naklejka.

Przepraszam, że nie było posta w weekend.
Mam nadzieję, że ten wam się spodoba. :D


Tłum zaprowadził mnie na salę gimnastyczną, która teraz była wielką scenerią.
Nagle rozległ się huk. Ktoś chyba testuje mikrofony-pomyślałem.
Na ścianach wywieszone były kartki z numerem klasy.
Juliet uprzedziła mnie, żebym dokładnie je czytał, ponieważ tam są listy uczniów przyjętych do danej klasy.
Odszukałem swoją klasę. Była to klasa Ic. W sierocińcu była tylko szkoła podstawowa, w której nie było kilku klas pierwszych.
Byłem podekscytowany na myśl o poznaniu nowych znajomych.
Zacząłem rozglądać się za Peterem.
On był w Ia, razem ze swoimi kolegami.
Dlaczego on ma przyjaciół już na początku. To nie sprawiedliwe-pomyślałem.
Wokół mnie stała grupka dzieci. Było widać, że znają się już od dawna, ponieważ rozmawiali ze sobą jak ze starym druhem.
To dla mnie też było dość przykre.
Postanowienie na nowy rok szkolny- Znaleźć nowych przyjaciół.
Na scenę weszła jakaś pani a za nią spora ilość innych osób. To pewnie byli nauczyciele.
Stanęli na środku w równym rzędzie. Jak na zawołanie dzieci zrobiły to samo w swoich małych grupkach.
Nie wiedziałem jak się zachować. Dobrze, że stałem z tyłu i nikt nie zauważył tego, że wcale nie stanąłem na baczność jak reszta szkoły.
Kobieta, która stała na środku, skinęła głową i wszyscy stanęli swobodnie.
-Witam moi uczniowie- Powiedziała do mikrofonu.
W jej słowach dało się wyczuć podekscytowanie.
Nie wiadomo z jakiego powodu, dla mnie to był jeden z gorszych okresów w życiu, a ona była podekscytowana.
Przez chwilkę opowiadała historię szkoły co było takie nudne.
Chciałem już mieć to za sobą.
-Thomas Anderson-Powiedziała-Proszę zgłosić się do mojego gabinetu-Dodała szybko.
Osoby koło mnie zaczęły się na mnie patrzeć.
Zacząłem się czerwienić.
Nagle ktoś mnie szturchnął.
To byłą Madison.
-Co tam Thomasie Andersonie??- Powiedziała z uśmiechem.
-A może to nie o mnie chodzi??-Odpowiedziałem.
Wiedziałem, że odpowiedź nie ma sensu.
-Trudno nie zauważyć osoby która czerwieni się po usłyszeniu swojego imienia-Dodała i zaczęła
chichotać.
-Co cię tak śmieszy??- Zapytałem.
-Nie co tylko kto.-Pokazała palcem.
Zobaczyłem jak jakaś dziewczynka wymiotuje do kosza na śmieci.
W następnej chwili prawie leżeliśmy na parkiecie tarzając się ze śmiechu.
Przypomniałem sobie, że muszę zgłosić się do dyrekcji.
Poprosiłem Madison o zaprowadzenie mnie do jej gabinetu. Z przyjemnością odprowadziła mnie pod same drzwi.
Zapukałem.
Nikt nie odpowiedział, więc wszedłem.
Gabinet wypełniony był półkami na których leżały książki.
Przy biurku siedziała pani dyrektor.
-Witamy w naszej szkole.- Powiedziała.
-Tu masz plan lekcji i listę potrzebnych rzeczy na zajęcia.-Dodała
-Dziękuję.- Powiedziałem.
Stałem jak kołek przed biurkiem.
-Możesz iść.-Powiedziała pani dyrektor wyraźnie zniecierpliwiona.
-Do widzenia.- Powiedziałem grzecznie i wyszedłem z gabinetu.
Madison stałą oparta jedną nogą oparta o ścianę.
-Już pierwszego dnia sobie nagrabiłeś?-Zapytała.
-Nie, dostałem plan.-Pokazałem swój plan lekcji.
-O kurczę.-Powiedziała zaskoczona.-Jesteśmy w jednej klasie-Dodała.
-Ale jesteś spostrzegawcza.-Powiedziałem.
-Nie czepiaj się i lepiej chodźmy do klasy.-Powiedziała, gdy ruszaliśmy korytarzem.
Po przejściu labiryntów korytarzy trafiliśmy do klasy.
Drzwi były otwarte. W środku panował chaos, lecz gdy przekroczyliśmy jej próg. Zapadła cisza.
Pani zamachała do nas ręką.
-Madison przyprowadź kolegę do nas-Powiedziała.
Kazała usiąść mi na krześle i każde dziecko zadawało pytanie.
-Gdzie mieszkasz?-
-Niedaleko z Peterem Williams'em-
-Jest twoim bratem?-
-Nie, zostałem niedawno adoptowany.-
Padły dwa kluczowe pytania, potem nikt nie chciał się o nic zapytać.
Nauczycielka ględziła o tym jak mamy zachowywać się w szkole i poza nią.
Potem pozwoliła nam iść.
Poszedłem więc z Madison pod nasz autobus.
Wsiadłem do niego i pomyślałem, że teraz tak będzie wyglądał mój każdy dzień.
 Nuda-pomyślałem.
Gdy dojechałem do domu. zorientowałem się, że Peter nie jechał z nami.
Poszedłem do domu.
Nikogo w nim nie było.
Pewnie są w pracy-Pomyślałem.
Wszedłem na górę i położyłem się na łóżku.

sobota, 30 maja 2015

Thomas część 3.

Kolejne godziny jechaliśmy w ciszy. Chciałem się odezwać.
Moje serce krzyczało z bólu. A rozum mówił, że mam się nie odzywać.
Czułem, że eksploduję.
Zasnąłem.
Byłem małym chłopcem. Wiedziałem to gdy spostrzegłem siebie, ale znacznie młodszego. Płakałem, na twarzy miałem zaschnięte ślady po łzach.
Nade mną stała pani Green. Jej twarz była o wiele młodsza i uśmiechnięta. Cieszyła się z jakiegoś powodu. Lecz ja stałem sam jak palec w jej gabinecie.
Koło drzwi przeszła kolejna opiekunka i z zaciekawieniem przyglądała mi się, jakbym był jakimś zwierzęciem w zoo. W środku czułem pustkę.
Dobrze pamiętam ten dzień. To był najgorszy dzień mojego życia. To był pierwszy dzień w sierocińcu.

Obudziłem się zalany potem. Peter najwidoczniej też spał bo teraz  leżał wygięty w nie naturalnej pozycji.
Chciałem się uspokoić bo to tylko pogarszało efekt.
Jeden niecały dzień poza sierocińcem, a ja już tęsknie.
George zatrzymał samochód przed jakimś domem. Domyśliłem się, że teraz tu będę musiał mieszkać.
Miałem rację.
-Witamy w domu.-Powiedział George.
Budynek był średniej wielkości. Miał czerwony kolor co wyróżniało go na tle sąsiednich domów, które były albo białe albo żółte.
"Co to za okolica." Pomyślałem."Lepiej nie wiedzieć."Poprawiłem się w myślach.
-Thomas weź swoją walizkę proszę i idź za George'm.-Powiedziała Juliet.
-Dobrze-Odpowiedziałem po czym wysiadłem z pojazdu.
Moja głowa była opuchnięta od uderzenia.
Poszedłem za George'm do domu. Przy wejściu zawahałem się.
Czy tak teraz będzie wyglądało moje życie?
Będę "normalnym" dzieckiem z dobrego domu?
Nigdy nie byłem "normalny"
Pani Green zawsze mi powtarzała, że jesteś wyjątkowy nie ważne co robisz.
Każdy z nas jest wyjątkowy.
Wszedłem do budynku.
Środek był o wiele większy, niż mi się wydawało. Stałem w wielkim przedpokoju i nie wiedziałem co powiedzieć.
Zareagowałem dopiero, gdy Peter popchną mnie do środka.
George zaczął wchodzić po schodach na górę, więc poszedłem za nim. Zaprowadził mnie na samą górę do małego pokoju połączonego z łazienką.
To ma być mój pokój byłem taki zadowolony. Nigdy nie miałem swojej łazienki.
Niepewnie wszedłem do środka.
Po lewej stronie stało biurko a na nim jakieś książki."To pewnie do szkoły"-Pomyślałem
Pod biurkiem stał plecak.
Na przeciwległej ścianie wisiała pusta półka, a pod nią stało małe łóżko.
-Witaj w swoim królestwie-Powiedział George z uśmiechem.
-Dziękuję- Odpowiedziałem
-Jak będziesz gotów zejdź na dół.-Zawiadomił mnie George
"Gotów, na co?"-Pomyślałem, ale nie miałem siły zadać tegopytania na głos.
-Dobra-Powiedziałem tylko.
Rzuciłem się na łóżko. każda kość mojego ciała krzyczała ze zmęczenia.
Podciągnąłem się na łokciach i zacząłem szczegółowo oglądać mój pokój. Miał zielone ściany, a okno zasłonięte było przez wielką zasłonę.
Poszedłem do łazienki. Była mała, ale bardzo funkcjonalna. Obmyłem twarz zimną wodą i postanowiłem, że zejdę na dół.
Zostawiłem torbę z ubraniami przy drzwiach i zacząłem zchodzić po schodach w dół.
George siedział na kanapie i oglądał telewizję, Juliet robiła coś w kuchni, a Petera nie było.
George mnie zauważył.
-Siadaj-Powiedział pokazując mi miejsce koło siebie.
Podszedłem i usiadłem koło niego.
-Więc Thomas powiedz mi coś o sobie, co lubisz robić, czego nie lubisz?-Zapytał
-Lubię książki, bo nie mogliśmy oglądać dużo telewizji w sierocińcu. I to tyle o mnie-Odpowiedziałem
Juliet dołączyła do nas.
-Thomas teraz czeka cię nowe życie, nie musisz się o nic martwić. Jutro pójdziesz do szkoły z Peterem, poznasz przyjaciół i zaczniesz żyć na nowo.-Powiedziała.
Jej słowa były krzepiące, jednak wiedziałem, że nie zapomnę o tym skąd pochodzę, bo to niemożliwe.
-Jak twoja głowa?-Zapytała jeszcze raz Juliet.
-Jeszcze boli, i czy mogę iść wcześniej spać, bo źle się czuję-Zapytałem
-Dobra tylko ustaw sobie budzik na 6:00, żebyś nie zaspał do szkoły w pierwszy dzień-Dodał George.
Wróciłem do swojego pokoju i  zacząłem wyciągać swoje rzeczy. Potem postanowiłem wziąć prysznic, co okazało się strzałem w dziesiątkę.
Ulga którą poczułem po wyjściu była nieziemska. Położyłem się na łóżku i prawie odrazu zasnąłęm. Pamiętałem, żeby nastawić budzik.
Budzik zaczął brzęczeć.
Zerwałem się na nogi.Ubrałem świeże ubrania.
Wtedy przypomniało mi się, że dzisiaj idę do szkoły. Zacząłem się uśmiechać. Wziąłem mój plecak i spakowałem wszystkie książki.
Umyłem zęby w łazience i zszedłem na dół. Peter krzątał się po kuchni. Juliet coś do niego mówiła.
-Dzień dobry.- Powiedziałem.
-Cześć-Odpowiedziała Juliet, lecz Peter nawet się nie odezwał.
-Thomas mam dla ciebie prezent-Powiedział George za moimi plecami.
Odwróciłem się z uśmiechem na twarzy.
George trzymał w ręku pudełeczko.
-Proszę.-Powiedział
Podszedłem do niego i zobaczyłem co jest w środku.
To był zegarek.Piękny skórzany.
Nie wiedziałem co z nim zrobić.
-Załóż-Podpowiedział George
Założyłem zegarek na moją lewą rękę.
Wtedy spojrzałem na tarczę. Była biała, a godziny wskazywały dwie złote wskazówki.
Była 7:10.
"Co"-pomyślałem
-O której jest autobus?-Zapytałem
-O 7:15.-Odpowiedziała Juliet.
-Jest 7:10-Dodałem
I w czałym domu zaczął się chaos. Pobiegłem na górę po swój plecak. Peter też, a Juliet tylko coś krzyknęła z dołu. Wybiegliśmy z dom.
Jak dobrze, że przystanek był tuż obok.
Ledwo zdążyliśmy.
Żółty autobus właśnie podjechał na przystanek kiedy wskoczył do niego Peter.
Wsiadłem za nim. W autobusie nie było miejsca stałem i nie wiedziałem co zrobić.
Zobaczyłem jak jakaś osoba macha mi.
Podszedłem do niej i usiadłem obok.
-Dysk Ci padł?-Powiedziała.
-CO?-Zapytałem zdziwiony.
-Dlaczego się tak zawiesiłeś?-Zapytała ponownie.
Teraz zrozumiałem.
-Jestem tu nowy-Odpowiedziałem nieśmiało
-To już wiem-Powiedziała z uśmiechem- Co cię tu sprowadza?, Czym się zajmujesz?-
-Jestem Thomas-Odpowiedziałem tylko. Nie wiedziałem czy mogę jej ufać.
-Ja jestem Madison-Gdy wypowiedziała to imię coś się jakby we mnie poruszało. Miała coś w  sobie, coś co mnie ciągnęło. Nie mogłem się napatrzeć
Autobus nagle zatrzymał się pod dużym budynkiem. To była szkoła. Cały plac pełny żółtych autobusów, "chyba będę potrzebował mapy"-Pomyślałem.
Sam budynek też był ogromny. Frontowe drzwi drzwi były teraz oblegane przez nastolatków, więc ich nie widziałem. Szkoła dzieliła się na "sektory"
Jeden to chyba część typowo naukowa gdzie znajdują się klasy.
Druga to część rozrywkowa
Trzecia to część jadalna którą zajmowała wielka cantena.
 Moje myśli przerwały dzieciaki, które zaczęły pchać się do wyjścia.
Zobaczyłem Petera z grupą znajomych, patrzyli na mnie oczami pełnymi pogardy.
Wysiadłem ostatni i poszedłem za tłumem do głównych drzwi.

Thomas część 2.

Minęły kolejne dwie godziny nudnej jazdy z George'm i tą jego rodzinką.
Nie wiem dlaczego ale lubię tylko tego faceta.
Minęliśmy znak z nazwą miasta. Peter burkną coś pod nosem, ale nic z tego nie zrozumiałem.
-Co?-Powiedziała Juliet.
-Jestem głodny!!- Powiedział Peter.-Chodźmy coś zjeść?-Dodał chłopak
-Dobra-Powiedział George -W sumie to też jestem głodny-Dorzucił lakonicznie.
-Więc postanowione-Dorzuciła kobieta.
Poczułem się sfrustrowany, dlaczego nikt nie zapytał mnie o zdanie? Nie zamierzałem wdawać się w awantury już pierwszego dnia z nową rodziną.
Minęliśmy kilka ostrych zakrętów i dotarliśmy do małej knajpki na końcu ulicy.
Wyglądała okropnie! Chciałem zawrócić, żeby tam nie wchodzić. Jednak zostałem zmuszony. Mały budyneczek obrośnięty był czymś co wyglądało jak bluszcz, ale chyba lepiej gdyby byłby to bluszcz.
Jego czerwony dach, też nie prezentował się najlepiej braki w dachówkach były takie duże jak głowa Petera, a ona byłą naprawdę duża.
-Czy naprawdę musimy tam iść?-Zapytałem.
-Tak Thomas-Odpowiedziała Juliet.-To knajpa naszych znajomych. I mamy tam duży rabat.-Dlaczego to powiedziała?
Nie obchodziło mnie czyje to obskurne coś było i kto jaki ma tam rabat.
George spojrzał na mnie. Nie wiedziałem co powiedzieć. Więc po prostu się uśmiechnąłem na znak pokoju.
Weszliśmy do knajpy. W środku nie było tak źle, nie licząc starego stołu przy którym usiedliśmy, meble były zadbane i wypielęgnowane.
Do naszego stolika podeszła kobieta. Starsza pani może po 70-ce wyglądała bardzo miło.
-Witajcie w knajpie wuja Bila-Powiedziała bezsilnie starsza kobieta.
-Cześć Betty- Powiedziała przyjaźnie Juliet. -Prosimy to co zwykle.-dodała i zaczęła szukać czegoś w torebce.
Kobieta zwróciła się w moją stronę.
-A ty młodzieńcze czego sobie życzysz?-Zapytała staruszka z uśmiechem na twarzy.
-Wrócić do domu-Pomyślałem jednak nie mogłem sprawić przykrości Juliet i Georgowi.
Jednak powiedziałem co innego
-Poproszę to samo.
-Dobrze zaraz podam.- Powiedziała kobieta po czym odeszła.
Przy stole zapadła cisza, nie wiedziałem czy się odezwać.
Nagle zobaczyłem jak do restauracji wpadła grupka dzieciaków mniej więcej w moim wieku i starsze. Na przodzie szedł pulchny chłopak w czarnych włosach.
 Był bardzo agresywny, swoim zachowaniem pokazywał tylko całkowity brak jakiejkolwiek kultury.
Spostrzegłem, że ciągną za sobą jakiegoś chłopaka. Ich ofiara miała blond włosy i wcale nie wyglądał na ofiarę. Był wysportowany.
Wstałem bez słowa i zacząłem podążać  w ich kierunku.
Na plecach poczułem wzrok Juliet, lecz ona nic nie powiedziała.
Szedłem w kierunku chłopaka który był "Dowódcą" tej "Kampanii".
Gdy stanąłem z nim twarzą w twarz ogarną mnie strach, bo był prawie dwa razy szerszy ode mnie i wyższy o głowę.
-Cześć-Powiedziałem.
-Nie przeszkadzaj chłopczyku.- Odpowiedział mi chłopak.
-Co wy robicie temu chłopakowi?-Drążyłem temat.
-Niech cię to nie interesuje.-
-Ale chcę wiedzieć-Nie ustępowałem chciałem wiedzieć dlaczego ciągneli go za sobą i co chcą z nim zrobić.
-Odejdź-Krzykną chłopak.
-Bo co?-Odpowiedziałem mu z uśmiechem na twarzy.
Kątem oka zobaczyłem Juliet która zaczynała "pałaszować" swój posiłek.
Wtedy coś mnie uderzyło w twarz. To była pięść "Pulpeta". Trafił mnie prosto w policzek. Pod wpływem uderzenia odwróciłem twarz.
Juliet i George zaczęli iść w naszą stronę.
Rzuciłem się na grubasa. Z całej siły uderzyłem go w twarz. Chłopak padł. Poczułem, że po twarzy cieknie mi strużka czegoś.
To była krew moja krew.
Chłopak który był ofiarą nagle powalił dwóch kolejnych na ziemie. Podbiegł do mnie.
-Wszystko dobrze?-Zapytał.
-Tak-Odpowiedziałem.
-Jestem Dominik i dzięki za danie okazji do ucieczki.-Powiedział do mnie.
-Nie ma sprawy.- Uśmiechnąłem się- Dlaczego cię złapali?-Zapytałem.
Nie wiem nawet dlaczego, ale musiałem znać odpowiedź.
-Długa historia-Powiedział Dominik w pośpiechu i zaczął się rozglądać czy nieprzyjaciele nie wstają.
Leżeli bezradnie na ziemi i nie wiedzieli co mają zrobić.
Juliet i George Podbiegli i odpychając Dominika kucnęli przy mnie.
-Nic ci nie jest?-Zapytał George.
-Nie wszystko ze mną dobrze.- Odpowiedziałem mu.Musiałem go skłamać, naprawdę to strasznie bolała mnie głowa i pół szczęki.
Ale w sumie to udało mi się powalić gościa dwa  razy większego. Mogę zapisać to do mojej księgi osiągnięć.
-Musimy jechać do szpitala!!-Krzyczała Juliet.
-Nie, nie trzeba- Zapewniłem ją.
Peter stał i przyglądał się ze zdziwieniem.
Dlaczego był taki spokojny. Jego spokój Mnie przerażał
Zacząłem się rozglądać za Dominikiem, ale już go nie było.
Przyszła Betty i podała mi zimny okład za co byłem jej bardzo wdzięczny.
Juliet zapłaciła kobiecie za obiad, lecz ona odmówiła nie chciała pieniędzy. Była naprawdę bardzo dobrą kobietą.
Grupa oprawców wyszła właśnie z knajpy.
A Betty zaczęła zacierać krew nucąc jakąś nieznaną mi piosenkę.
Wstałem z ziemi co było dla mnie wysiłkiem.
Juliet bez słowa pokazała na samochód, a ja już wiedziałem, że musimy jechać.
Ale co z Dominikiem, jeżeli oni znowu go dopadną?
Co będzie dalej?
Nie chciałem jechać! Chciałem tam zostać! Poszedłem jednak za Peterem do auta. Podziękowałem za okład i wgramoliłem się na swoje miejsce.
Chwilkę potem przyszedł George i odpalił samochód. Zerknąłem na Juliet, która właśnie kończyła papierosa.
Wsiadła do pojazdu, zamknęła drzwi i pokazała Georgowi, że musimy jechać.  

poniedziałek, 25 maja 2015

Thomas

Witajcie moi mili oto pierwsza czesc przygód Thomasa i jego przyjaciól. Mam nadzieje, ze go polubicie.


Hurra, dziś ten dzień w którym mnie zabiorą. Pomyślałem od razu gdy wstałem była 9:00 a niebo lśniło odcieniami błękitu
Dali mi się wyspać w końcu. W sumie to nawet nie pamiętam kiedy się porządnie wyspałem.
Gdy przyszła pani Green nie wiedziałem co powiedzieć.
-Gotów Thomas?- Zapytała nie oczekując odpowiedzi.Dziś jest wielki dzień
-Och... Niech da pani spokój takie gadki to chyba nie do mnie.- Powiedzialem z arogancja tak aby poczuła się urażona, ale jej twarz nie zmieniła wyrazu.
-Chodźmy Thomas  nowi rodzice  już czekają-. Powiedziała i od razu ruszyła przed siebie.
Zostałem sam w pokoju. Pomieszczenie było jasne w rogach stały cztery łóżka na których spały inne dzieciaki z Domu dla sierot imienia 
Isaacka Newtona.
Pokój miał cztery szafeczki przy łóżkach po jednej dla każdego. Po środku pokoju leżał zielony dywan na którym porozrzucane
były klocki młodszych współlokatorów. Wyszedłem z pokoju i ruszyłem korytarzem światło było przyciemnione ponieważ nie było tam okien. Pani Green weszła przez duże podwójne drewniane drzwi prowadzące do pokoju spotkań pokój był zielony i bardzo sterylny.
Po środku pomieszczenia stało biurko. Przy którym już siedziała pani Green. A przed nią stały trzy osoby:
Wysoki dorosły mężczyzna o szczupłej sylwetce. Moją największą uwagę przykuły krzaczaste brwi osadzone tuż nad oczami. Kobieta była mniej więcej po czterdziestce choć na jej twarzy  nie zobaczyłem prawie żadnych zmarszczek tylko mimiczne. Wyglądała na bardzo ciepłą osobę. Trzecią osobą był chłopiec o bladej cerze  i ciemnych włosach z pewnością był to syn mężczyzny, ponieważ był do niego bardzo podobny. Chłopak stał za skrzyżowanymi rękoma i z dziwnym grymasem na twarzy.
Mężczyzna podszedł pierwszy z szerokim uśmiechem i wyciągnął rękę i powiedział:
-Witaj-Powiedział.
-Dzień dobry- odpowiedziałem po chwili ciszy.
-Jestem George a to jest moja żona Juliet i nasz syn Peter.
-Jestem Thomas- odpowiedziałem.
Nie wiem co było z tym mężczyzną, ale od razu go polubiłem.
Ciszę przerwała pani Green:
-Thomas myślę że powinieneś się spakować.
-Dobrze proszę pani. Powiedziałem po czym wyszedłem.
Po krótkiej wędrówce korytarzami sierocińca trafiłem do swojego pokoju.
Wyciągnąłem walizkę leżącą pod moim łóżkiem i zacząłem się pakować.
Zajęło mi to kilka minut, ponieważ nie mam dużo rzeczy.
Zamknąłem walizkę i wróciłem do pani Green. Wszyscy oprócz chłopaka byli bardzo weseli.
Pani Green podeszła do mnie i powiedziała:
-Thomas to są twoi nowi opiekunowie.
Ostatni wyraz wypowiedziała że smutkiem i wtedy uświadomiłem sobie, że to tylko ONA się mną interesowała przez mój cały pobyt.
-Będę tęsknić.- dodała.
-Proszę się nie martwic-. Powiedziała kobieta z pewnością było jej żal pani Green.
-Przepraszam- powiedziałem -czy przed wyjazdem mogę iść szybko do łazienki?
-Oczywiście tylko się pośpiesz.- Powiedział mężczyzna.
-Dobrze.- Powiedziałem po czym wybiegłem z pomieszczenia i pognałem w stronę łazienki.
Gdy zatrzasnąłem drzwi od toalety po  ścianach przeszło wielkie echo.
spojrzałem w lustro i dostrzegłem że moje czarne oczy są powiększone od wytężania wzroku. A moje jasne włosy opadające na uszy były bardziej roztargane niż zazwyczaj. To na pewno wina pośpiechu jaki mi rano towarzyszył. Przemyłem twarz zimna wodą i opuściłem łazienkę. Wszyscy czekali na korytarzu prowadzącym do głównego wyjścia
-Chodźmy.- powiedział mężczyzna wskazując na drzwi. Mamy długą podróż przed sobą..
Pani Green podeszła do mnie i powiedziała.
-Uważaj na siebie.
-Dobrze- szepnąłem do jej ucha.Po czym ktoś mnie popchnął zauważyłem, że był to chłopak który ma być moim bratem.
Nic nie mówiąc poszedłem przed siebie.
Na zewnątrz panował chaos dzieci biegały wokół i tłoczyli się na małym dziedzińcu, aby mnie pożegnać. Pogoda była piękna. Słońce świeciło jad moją głową niczym ogromną żarówka. Podszedłem do auta do którego prowadził mężczyzna. Samochód był czarny z pewnością kupiony dobre 10lat temu. W sumie to wcale nie jest zły.
Kobieta otworzyła drzwi i powiedziała
 -siadaj Thomas-
Bez słowa od razu wsiadłem do pojazdu.
Peter stanął obrażony za samochodem i rozmawiał a raczej kłócił się o coś
z ich rozmowy udało mi się wychwycić słowa.
-Nie będę z nim siedział.
Zrobiło mi się przykro, ale i zarazem poczułem dziwną satysfakcje.
Cała podróż była bardzo przyjemna. Za szybą samochodu  obrazy śmigały jak wyścigówki jechaliśmy może  przez pół dnia i w sumie to nie wiem bo zasnąłem po pierwszych dwóch godzinach drogi Peter chyba  też spał bo strasznie się wiercił.
Samochód zatrzymał się, a George powiedział
-Zróbmy sobie mały postój.
Staliśmy w małym zakolu drogi. Wszędzie był las.
Po dziesięciu minutach Juliet powiedziała.
-No panowie czas znowu ruszać w drogę.
-Na prawdę ten palant musi z nami jechać.- Warknął Peter.
-Nie Peter, Thomas jest twoim nowym bratem i będzie z nami jechał. -Powiedziała Juliet z oczami pełnymi skruchy.
Po chwili krzyknął George chodźcie do samochodu, a po następnej chwili byliśmy już znowu w drodze.

czwartek, 21 maja 2015

Początek, organizacja

Witajcie!!


To mój pierwszy blog. Poświęcony będzie mojej małej twórczości. Chciałbym dodawać posty regularnie, jednak nie jestem pewien czy czas mi na to pozwoli.
Blog będzie pełnił formę notatnika będę pisał: Opowiadania,przemyślenia i różne ciekawe rzeczy. Mam nadzieję,że Wam się spodoba