Witajcie moi mili oto pierwsza czesc przygód Thomasa i jego przyjaciól. Mam nadzieje, ze go polubicie.
Hurra, dziś ten dzień w którym mnie zabiorą. Pomyślałem od razu gdy wstałem była 9:00 a niebo lśniło odcieniami błękitu
Dali mi się wyspać w końcu. W sumie to nawet nie pamiętam kiedy się porządnie wyspałem.
Gdy przyszła pani Green nie wiedziałem co powiedzieć.
-Gotów Thomas?- Zapytała nie oczekując odpowiedzi.Dziś jest wielki dzień
-Och... Niech da pani spokój takie gadki to chyba nie do mnie.- Powiedzialem z arogancja tak aby poczuła się urażona, ale jej twarz nie zmieniła wyrazu.
-Chodźmy Thomas nowi rodzice już czekają-. Powiedziała i od razu ruszyła przed siebie.
Zostałem sam w pokoju. Pomieszczenie było jasne w rogach stały cztery łóżka na których spały inne dzieciaki z Domu dla sierot imienia
Isaacka Newtona.
Pokój miał cztery szafeczki przy łóżkach po jednej dla każdego. Po środku pokoju leżał zielony dywan na którym porozrzucane
były klocki młodszych współlokatorów. Wyszedłem z pokoju i ruszyłem korytarzem światło było przyciemnione ponieważ nie było tam okien. Pani Green weszła przez duże podwójne drewniane drzwi prowadzące do pokoju spotkań pokój był zielony i bardzo sterylny.
Po środku pomieszczenia stało biurko. Przy którym już siedziała pani Green. A przed nią stały trzy osoby:
Wysoki dorosły mężczyzna o szczupłej sylwetce. Moją największą uwagę przykuły krzaczaste brwi osadzone tuż nad oczami. Kobieta była mniej więcej po czterdziestce choć na jej twarzy nie zobaczyłem prawie żadnych zmarszczek tylko mimiczne. Wyglądała na bardzo ciepłą osobę. Trzecią osobą był chłopiec o bladej cerze i ciemnych włosach z pewnością był to syn mężczyzny, ponieważ był do niego bardzo podobny. Chłopak stał za skrzyżowanymi rękoma i z dziwnym grymasem na twarzy.
Mężczyzna podszedł pierwszy z szerokim uśmiechem i wyciągnął rękę i powiedział:
-Witaj-Powiedział.
-Dzień dobry- odpowiedziałem po chwili ciszy.
-Jestem George a to jest moja żona Juliet i nasz syn Peter.
-Jestem Thomas- odpowiedziałem.
Nie wiem co było z tym mężczyzną, ale od razu go polubiłem.
Ciszę przerwała pani Green:
-Thomas myślę że powinieneś się spakować.
-Dobrze proszę pani. Powiedziałem po czym wyszedłem.
Po krótkiej wędrówce korytarzami sierocińca trafiłem do swojego pokoju.
Wyciągnąłem walizkę leżącą pod moim łóżkiem i zacząłem się pakować.
Zajęło mi to kilka minut, ponieważ nie mam dużo rzeczy.
Zamknąłem walizkę i wróciłem do pani Green. Wszyscy oprócz chłopaka byli bardzo weseli.
Pani Green podeszła do mnie i powiedziała:
-Thomas to są twoi nowi opiekunowie.
Ostatni wyraz wypowiedziała że smutkiem i wtedy uświadomiłem sobie, że to tylko ONA się mną interesowała przez mój cały pobyt.
-Będę tęsknić.- dodała.
-Proszę się nie martwic-. Powiedziała kobieta z pewnością było jej żal pani Green.
-Przepraszam- powiedziałem -czy przed wyjazdem mogę iść szybko do łazienki?
-Oczywiście tylko się pośpiesz.- Powiedział mężczyzna.
-Dobrze.- Powiedziałem po czym wybiegłem z pomieszczenia i pognałem w stronę łazienki.
Gdy zatrzasnąłem drzwi od toalety po ścianach przeszło wielkie echo.
spojrzałem w lustro i dostrzegłem że moje czarne oczy są powiększone od wytężania wzroku. A moje jasne włosy opadające na uszy były bardziej roztargane niż zazwyczaj. To na pewno wina pośpiechu jaki mi rano towarzyszył. Przemyłem twarz zimna wodą i opuściłem łazienkę. Wszyscy czekali na korytarzu prowadzącym do głównego wyjścia
-Chodźmy.- powiedział mężczyzna wskazując na drzwi. Mamy długą podróż przed sobą..
Pani Green podeszła do mnie i powiedziała.
-Uważaj na siebie.
-Dobrze- szepnąłem do jej ucha.Po czym ktoś mnie popchnął zauważyłem, że był to chłopak który ma być moim bratem.
Nic nie mówiąc poszedłem przed siebie.
Na zewnątrz panował chaos dzieci biegały wokół i tłoczyli się na małym dziedzińcu, aby mnie pożegnać. Pogoda była piękna. Słońce świeciło jad moją głową niczym ogromną żarówka. Podszedłem do auta do którego prowadził mężczyzna. Samochód był czarny z pewnością kupiony dobre 10lat temu. W sumie to wcale nie jest zły.
Kobieta otworzyła drzwi i powiedziała
-siadaj Thomas-
Bez słowa od razu wsiadłem do pojazdu.
Peter stanął obrażony za samochodem i rozmawiał a raczej kłócił się o coś
z ich rozmowy udało mi się wychwycić słowa.
-Nie będę z nim siedział.
Zrobiło mi się przykro, ale i zarazem poczułem dziwną satysfakcje.
Cała podróż była bardzo przyjemna. Za szybą samochodu obrazy śmigały jak wyścigówki jechaliśmy może przez pół dnia i w sumie to nie wiem bo zasnąłem po pierwszych dwóch godzinach drogi Peter chyba też spał bo strasznie się wiercił.
Samochód zatrzymał się, a George powiedział
-Zróbmy sobie mały postój.
Staliśmy w małym zakolu drogi. Wszędzie był las.
Po dziesięciu minutach Juliet powiedziała.
-No panowie czas znowu ruszać w drogę.
-Na prawdę ten palant musi z nami jechać.- Warknął Peter.
-Nie Peter, Thomas jest twoim nowym bratem i będzie z nami jechał. -Powiedziała Juliet z oczami pełnymi skruchy.
Po chwili krzyknął George chodźcie do samochodu, a po następnej chwili byliśmy już znowu w drodze.
Jestem bardzo ciekawa co będzie dalej... ;) nie mogę się doczekać następnego wpisu :)
OdpowiedzUsuńJuż jest Gosiu! Zapraszam
Usuń